Będąc w młynie, krzycząc głośno jakieś joby na sędziego, za tyłek złapał mnie jakiś jędrny jegomość. Nie zauważyłam tego początkowo, lecz gdy jego ręka znalazła się na mojej jędrnej piersi, zamachnęłam się i gość oberwał centralnie w facjatę trąbką, którą akurat trzymałam w ręku, ćwicząc już dmuchanie w rurę przed wieczornym spotkaniem z kumplem. Uderzenie było na tyle silne, że gościowi wyleciała jedynka - dokładnie tak samo jak i mi kilka lat wstecz. Gość zalał się krwią, a w jego lekko mówiąc zdenerwowanych oczach rozpoznałam gościa, który lat temu kilka montował mi zęba. W tym samym czasie on też mnie rozpoznał uśmiechając się szczerbatym uśmiechem. Po zakończonym, przegranym niestety meczu, postanowiłam zaprosić napalonego, nachalnego i bezzębnego kibola do siebie do domu, aby wynagrodzić mu jego stratę. Gość chciał chlapnąć mi minetkę, ale bez tego zęba mógł jedynie spowodować krwotok w mym ogolonym łonie...